DROGĄ LĄDOWĄ Z POLSKI DO NEPALU (1/2)
Tekst i zdjęcia: Tomasz Darmochwał
Wyprawa drogą lądową z Polski do Nepalu odbyła się w dniach 7.11.1998-23.12.1998. Trasa wiodła przez Czechy, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Iran, Pakistan i Indie, łącznie ok. 10500 km. W trakcie przygotowań poddaliśmy się szczepieniom ochronnym przeciwko: polio, tężcowi, żółtaczce A i B, które zostały wpisane do żółtej książeczki szczepień ochronnych (lepiej ją mieć). Niektórzy twierdzą, że dobrze jest mieć również przy sobie wynik testu na HIV (ujemny!), ponoć może być on wymagany na granicy nepalskiej. Od nas nikt go nie żądał. Konieczne było posiadanie tranzytowych wiz: irańskiej (2x5 dni, koszt 110 USD), pakistańskiej (2x14 dni, koszt 90 USD, są również tańsze 2x5 dni, ale przejechanie przez Pakistan w takim czasie graniczy z cudem) i indyjskiej (dwukrotna wiza wjazdowa gratis, ważna 6 miesięcy od momentu wydania). Wyżej wymienione wizy należy wyrobić w ambasadach w Warszawie. Wiza turecka, kosztująca 10 USD wbijana jest na granicy, podobnie z wizą nepalską, kosztującą w zależności od długości pobytu 15-40 USD.
Widok na Bosfor
|
Pierwszy etap wiódł z Warszawy do Stambułu (2200 km). Podróż autobusem trwa nominalnie 32 godziny, ale faktycznie uzależniona jest od postojów na granicach, przede wszystkim od humoru celników i pracowników promu na granicy rumuńsko-bułgarskiej na Dunaju. My jechaliśmy 36 godzin. Bilet jednostronny w 1998 r. kosztował równowartość 110 USD, dwustronny ok. 130 USD. Turecki autobus o przyzwoitym standardzie, niestety (a może na szczęście) bez kibelka, kierowcy często jeżdżą bardzo brawurowo.
Nocleg w hotelu w Stambule kosztował nas po 10 USD od osoby za pokój 2-os. z wliczonym śniadaniem. Tańsze spanie trudno znaleźć. W schronisku młodzieżowym spanie kosztowało 8-9 USD, ale frekwencja była pełna. Zwiedziliśmy Błękitny Meczet i Hagia Sophia, a także kilka pomniejszych świątyń i kryty bazar. Oprócz tego warto zobaczyć Topkapi, na które zabrakło nam czasu.
Nogi szacha
|
W Stambule kupiliśmy bilety na autobus do Teheranu (2400 km). Bilet na 44-godzinną trasę kosztował 30 USD. Tak niska cena spowodowana jest symbolicznymi wręcz cenami paliwa w Iranie (wtedy była to równowartość 10 groszy polskich za litr ropy). Irański autobus marki Volvo, czyściutki i klimatyzowany, wbił nas w kompleksy. Trasa przejazdu wiodła przez pokryte śniegiem okolice biblijnej góry Ararat, do przejścia granicznego Bazargan. Współtowarzysze podróży, prawie sami Irańczycy, byli niezwykle uprzejmi i okazywali nam żywe zainteresowanie. Jeden z nich, młody chłopak o imieniu Omid (zdrobnienie od Mohammed), zaprosił nas nawet na nocleg do swojego domu w Karag pod Teheranem.
W Karag mieliśmy możliwość zwiedzenia letniej rezydencji szacha. Następnego dnia w Teheranie obejrzeliśmy muzeum rewolucji oraz byłą
główną siedzibę szacha, po którego pomniku pozostały jedynie nogi, co doskonale widać na zdjęciu (powyżej).
Na centralnym placu Isfahanu (Meydan-e-Imam)
|
Kolejnym etapem naszej podróży
był Isfahan (Esfahan),
dawna stolica Iranu. Znajduje się tu kilka przepięknych meczetów i duży kryty bazar, coś jak nasze sukiennice, tyle że kilkadziesiąt razy większy. Tu, przy pomocy Omida, udało nam się przedłużyć wizy tranzytowe na kolejne 6 dni.
Z Isfahanu nasza trasa wiodła do Shirazu. Autobus pokonuje posępne, suche pasma górskie, wznosząc się na przełęcze liczące ponad 2000 m n.p.m. Widoki zapierające dech w piersiach, a do tego kierowca kpiący sobie z elementarnych przepisów
drogowych, wyprzedzający na linii ciągłej, pod górę, na zakrętach. Shiraz to
Persepolis
|
główny w Iranie ośrodek kultu religijnego. W głównym meczecie Shah-e-Cheragh, do którego wstęp jest wolny, modlą się setki pielgrzymów. Znajdują się tu również liczne uczelnie, w tym uniwersytet islamski. Ok. 80 km na pn. od Shirazu położone są ruiny starożynego Persepolis (Takht-e-Jamshid).
Agencja "TD", ul. Wojciechowskiego 17, 02-495 Warszawa, tel. 022 662 63 85