NA WYSPIE WIATRÓW
Tekst: Argymir Iwicki
Zdjęcia: Argymir Iwicki i  Zuzanna Szurik-Iwicka

Morze Norweskie okazało się zdrajcą. Jeszcze we Flørř końcówka fiordu skąpana była w promieniach słońca, a powierzchni wody nie mąciła najdrobniejsza nawet fala. Żar z nieba. Trzydziestostopniowy upał w Norwegii, a w Polsce zimno i ulewy. Lipiec na północy Europy potrafi zaskoczyć.

Tymczasem ledwo łódź wyszła w pełne morze, buchnął lodowaty wiatr z Arktyki. Morze zafalowało, a ludzi na górnym pokładzie zaskoczył chłód wnikający do środka kości. Krótkie rękawy trzeba było przykryć polarami.

Statek-autobus odbywał regularny rejs po najbliższych wyspach. Flørř liczy zaledwie 20 tysięcy mieszkańców, ale szczyci się tym, że jest najdalej na zachód położonym norweskim miastem. Do Bergen jest w linii prostej 150 kilometrów. Na zachód najbliższym lądem jest już tylko Ameryka. Na południe od miasta kończy się Morze Północne. W dole leżą też najbardziej wysunięte skrawki Szkocji. Geograficznie wielka woda pod statkiem to Morze Norweskie, lecz sami mieszkańcy mówią tu "ocean".

Wkoło Flørř leży kilkadziesiąt wysp. Naszym celem jest ta położona najbardziej na zachód - Kinn. Ma ledwie kilka kilometrów kwadratowych powierzchni. Przypomina wyglądem babę wielkanocną, po której dookoła spłynął lukier. To on stał się właśnie kilkusetmetrowym pierścieniem zdatnym do zasiedlenia przez ludzi. Wyspa wystaje z morza na trzysta metrów. Jej strome zbocza prawie pionowo strzelają ku niebu. U góry jest płasko jak na boisku, ale żeby tam się dostać, trzeba użyć butów z kolcami. Albo helikoptera - jak to zrobili budowniczowie stacji telefonii komórkowej, której maszt stoi na szczycie.

Fot. Zuzanna Szurik-Iwicka Kinnaklova

Stateczek przybija do brzegu. Oprócz naszej szóstki wysiada kilku Norwegów. Mieszkanka wyspy - Ann - zaprasza nas do swojego domu. Jeszcze nawet nie podejrzewamy, z jaką chęcią niedługo z tego skorzystamy. Ale póki co z ochotą wychodzimy na ląd. Zaraz za budką przystani uderza nas lodowaty wiatr znad morza. Czym prędzej ubieramy ciepłą odzież. Wkładamy wszystko, co mamy. I tak okazuje się to za mało. Nie byliśmy absolutnie przygotowani do tak nagłej zmiany pogody. Wprawdzie słońce świeciło dalej, ale temperatura była o połowę niższa, a prędkość wiatru mogła dochodzić do 50 kilometrów na godzinę. No i ta jego wszędobylskość! Neutrina nie przenikały nas tak mocno, jak to robiły podmuchy arktycznego powietrza.

Fot. Argymir Iwicki Kinnaklova z bliska

Maszerujemy dookoła wyspy. Mijamy kilkanaście drewnianych domów skupionych wokół przystani. Część z nich stoi pusta. Na wyspie mieszka tylko jedenastu Norwegów. Po drodze mijamy kamienny kościół. W XII wieku zbudowali go Celtowie, którzy uciekli z Wysp Brytyjskich przed prześladowaniami. W dalekiej Norwegii znaleźli spokój i miejsca do zasiedlenia. Ścieżka za świątynią robi się coraz węższa i mniej wydeptana. Na wyspę dociera mało turystów. Na jej krańcu sterczy skała Kinnaklova. Wygląda jakby od wyspy odpadł do morza jej fragment i lekko pochylił się w pokłonie Neptunowi. W oddali widać jeszcze gołe skały, na których sprytni Norwedzy postawili latarnię. Światła Ytteroyane fyr uratowały życie wielu marynarzom.

Wyspy nie daje się obejść dookoła. Zaraz za Kinnaklova ścieżka urywa się. Skały pionowo wchodzą w morze. Pod nogami pięć metrów do wody. Wiatr dmucha i trzeba uważać, żeby nie odpaść od granitu w spienione fale. Atmosfera nagle zmienia się. Wokół tylko morski żywioł i skały. Człowiek czuje tutaj swoją zależność od sił natury. Światło słoneczne zmienia swój kolor. Nie widać ani skrawka cywilizacji. Skały, woda i błękitne niebo. Nawet porosty pochowały się w głębszych szczelinach. Czy tak wygląda koniec świata? Czuję strach przed otwartą przestrzenią. Uciekam w stronę przystani.

Fot. Argymir Iwicki Cmentarz na Kinn

Na wyspie rosną same trawy. Norwedzy wypasają tu owce. Jedyne dziesięć drzew na Kinn rośnie w pobliżu domostw. I tak nie ma mowy o wejściu do tego "lasu". Owce upodobały sobie schronienie wśród sosen. Spomiędzy pniaków podejrzliwie patrzą na przechodzących turystów. Wiatr robi się coraz dokuczliwszy. Wciska się do uszu i pod koszulki. Wyciąga ciepło, a porywiste podmuchy chcą nas wepchnąć w lodowate morze. Z zadowoleniem wchodzimy do domu Ann. Kobieta jest nauczycielką we Flørř. Kiedyś połowa wyspy Kinn należała do jej rodziny. Teraz został jej tylko mały domek, który remontuje wraz z mężem. Dzieci ma już dorosłe, ale nie chcą one przyjeżdżać na wietrzną wyspę. Prąd zatokowy chroni Kinn przed zimą. Nie ma tu nigdy mrozów ani zalegającego śniegu. Ale coś za coś. W zamian panuje tu przez cały rok dość niska temperatura. No i dokuczliwe wichury. Trzeba być przygotowanym na długotrwały sztorm. Najbliższy sklep znajduje się na sąsiedniej wyspie, ale dopłynąć tam można tylko przy słabym wietrze. Mieszkańcy wyspy muszą wsiąść w swoje łupinki i zaopatrzyć się w zapasy żywności zanim rozszaleją się żywioły.

Wiatr dmucha nawet w budce na przystani. Marzymy o herbacie z rumem. Statek przypływa dopiero wieczorem. We Flørř znowu upał.



Agencja "TD", ul. Wojciechowskiego 17, 02-495 Warszawa, tel. 0-22 662 63 85



Copyright © 2000-2008 Agencja "TD"

design by Formica
do góry strony do strony głównej Poprzednia strona Następna strona